Gospodarka w Polsce odczuje kryzys na Morzu Czerwonym. Opóźnienia i wzrosty cen to największe zagrożenie

2024-01-31

– Gospodarka w Europie, w tym w Polsce, musi być gotowa na to, że jeżeli kryzys na Morzu Czerwonym będzie jeszcze trwać, to jego konsekwencje będą nas również dotykać – mówi Przemysław Hołowacz, dyrektor ds. rozwoju Grupy CSL, członek Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie oraz Izby Przemysłowo-Handlowej Polska-Azja. Kryzys powoduje wzrost cen frachtu morskiego, ale jest on mniej odczuwalny dla ostatecznych obiorców towarów, bo w 2021 roku – w szczycie pandemicznego kryzysu – ceny frachtów były jeszcze wyższe.

Jak mówią eksperci rynku TSL obecna sytuacja staje się uciążliwa dla logistyki na całym świecie, a kryzys na Morzu Czerwonym oznacza blokadę swobodnego przepływu transportu, co musi odbić się na światowym handlu.

Od kilku tygodni trwają ataki jemeńskich rebeliantów Huti na statki towarowe i kontenerowce przepływające przez Morze Czerwone, będące – wraz z Kanałem Sueskim – główną drogą morską łączącą Europę z Bliskim Wschodem i Azją.

– Transport towarowy nadal się odbywa, ale jest on ryzykowniejszy, co za tym idzie mocno ograniczony i droższy. Największym gospodarkom na świecie powinno zależeć na tym, by jak najszybciej zażegnać kryzys, zanim będzie on silniej odczuwalny w Europie. Na ten moment przełożenie kryzysu na Morzu Czerwonym na swobodę handlową jest małe, ale to się może zmienić w najbliższych tygodniach – prognozuje ekspert Grupy CSL Przemysław Hołowacz.

Logistyka ograniczenia na Morzu Czerwonym odczuwa na wielu płaszczyznach. Jedną z nich jest np. trudność w planowaniu przeładunku i rozładunku.

– Ta sytuacja na pewno przekłada się na kondycję wielu firm na świecie. Przepłynięcie przez Kanał Sueski jest na tyle utrudnione, że dostajemy informacje o np. konieczności opływania Afryki, co zwiększa czas dostawy nawet o kilkanaście dni. To oczywiste, że wiąże się to ze wzrostem kosztów. Na ten moment nie ma obawy o to, że towary nie będą dopływać do portów. Obawiamy się jednak o to, że w portach mogą tworzyć się zatory, bo trudniej jest planować czas rozładunku. Nie spodziewamy się tak poważnych konsekwencji jak blokady Kanału Sueskiego w czasie pandemii czy w czasie awarii statku, który blokował kanał. Nie mniej, w obecnej sytuacji gospodarczej na świecie, każda taka sytuacja jest zmartwieniem – mówi Przemysław Hołowacz, dyrektor ds. rozwoju Grupy CSL i ekspert Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie.

Eksperci dodają, że poza handlem najmocniej kryzys będzie odczuwalny przez sektor energetyczny – może wzrosnąć cena ropy i gazu.